„Mukowojownicy vs Koronawirus” to cykl artykułów opowiadający o życiu chorych na mukowiscydozę i ich rodzin w czasach pandemii koronawirusa. Każdy artykuł poświęcę innej osobie. I choć historie bohaterów z pewnością będą się różnić, to jednak niezmienny pozostanie fakt, że nieokiełznany wirus przewrócił życie wszystkich do góry nogami.
Dzisiejszą bohaterką będzie Aleksandra.
Ola to moja kolejna, już trzecia, bohaterka cyklu: “Mukowojownicy vs Koronawirus”. Patrząc na jej życie w chwili obecnej, można by było rzec, że dziewczyna COVIDA się nie boi! 🙂 Wróciła do swojej pracy w barze, co już stanowi odważne posunięcie w dobie pandemii, od czasu do czasu wychodzi na plenerowe imprezy, spotyka się ze znajomymi. Jak wiadomo, do restauracji czy knajp ludzie chodzą, aby sie wyluzować. Nie będą więc w takich miejscach myśleć o zasadach higieny i bezpieczeństwa jak maseczka, środek dezynfekcyjny i dystans społeczny :p Wszyscy wiemy, że punktów gastronomicznych nie można zamknąć ze względu na gospodarkę, jednak powinny być one w jakiś sposób kontrolowane. Tego przynajmniej życzyłaby sobie Ola, aby czuć się choć odrobinę bezpieczniej w pracy, do której wróciła pod koniec czerwca. Przez cztery wcześniejsze miesiące była odizolowana i mimo wszystko wystraszona jak większość z nas. Myśl o wirusie ją przerażała i paraliżowała. Do tego dochodził stres wywołany napiętą, a także niepewną sytuacją, który nie wpłynął dobrze na kondycję zarówno fizyczną jak i psychiczną dziewczyny – gorączkowała, od paru dobrych tygodni źle się czuła, stres dosłownie zżerał ją od środka, nieregularnie sypiała i, chcąc nie chcąc, trafiła w końcu na SOR. – To było straszne, bałam się zakażenia, pacjentów, którzy się tam znajdowali. Zwracałam uwagę na najmniejsze szczegóły np. nie zdezynfekowano po mnie EKG (podejrzewam więc, że przede mną także nie było zdezynfekowane). Przyjęcie na oddział było już bezpieczne, jednak potem, do pokoju, personel przychodził do mnie bez maseczek, rękawiczki i dezynfekcja była – opowiada (słowem wyjaśnienia, nie trafiła tam z powodu koronawirusa). Dla Aleksandry najcięższe okazały się pierwsze miesiące od ogłoszenia pandemii, robiła to, co, można już rzec, rutynowo robiła większość mukolinków: – Kupowałam jedzenie na trzy tygodnie i każde dokładnie dezynfekowałam. Nie widziałam się ani ze znajomymi, ani z rodziną,ograniczyłam wszelkie kontakty do komunikatorów online. A każde większe zakłucie w płucach powodowało panikę i lęk, że zostałam zarażona wirusem. Taki stan rzeczy utrzymywał się do początku czerwca, jednak uświadomiła sobie, że dłużej nie może żyć w ten sposób. – Wtedy odpuściłam – przyznaje Ola – i powoli wszystko się odblokowywało. Z dnia na dzień czułam się lepiej, minął nawet stan podgorączkowy, który utrzymywał się przez około dwa miesiące… To wszystko siedziało w mojej psychice.
Mukolinka zaczęła wracać do normalnego życia sprzed pandemii, nadal jednak uważając podczas spotkań z przyjaciółmi i mając wyrzuty sumienia, kiedy sobie poluzowała i pozwoliła na więcej… Ola jest studentką na kierunku inżynieria środowiska, należy jej więc się choć odrobina szaleństwa ze studenckiego życia. Dziewczyna udziela się również w fundacji „Recal”, zajmującą się odzyskiem i recyklingiem opakowań aluminiowych oraz edukacją recyklingową wśród dzieci i dorosłych. Wracając do studenckich szaleństw, czy ogólnie jakichkolwiek odstępstw od normy, chyba znamy to uczucie, kiedy mamy dość ciągłego pilnowania i ograniczania się, kiedy sobie popuszczamy, zwłaszcza w dobie pandemii koronawirusa? Dopiero potem odczuwamy tego skutki – pod postacią narastających obaw dotyczących ewentualnego zakażenia się wirusem czy chociażby gorszego samopoczucia i nasilonych objawów choroby podstawowej. Każdy z nas jest przecież człowiekiem i chce żyć jak normalna, zdrowa osoba. I kiedy wydaje nam się, że rzeczywiście możemy tego dokonać, wtedy wkracza ona, mukowiscydoza, przypominając nam o sobie. I czar pozornej wolności pryska… Odniosłam jednak wrażenie, że Ola jest wesołą, pełną energii 22-latką, zamierzającą wycisnąć życie jak cytrynę i czerpać z niego garściami. Wszystko jeszcze przed nią. Niedługo, bo za pół roku, będzie bronić tytuł inżyniera, a co dalej? Czas pokaże.
Ola jako studentka musiała zmierzyć się ze zdalnym trybem nauczania. Jak je ocenia? – Jeżeli chodzi o uczelnie mieliśmy o wiele ciężej niż kiedykolwiek. Podczas zaliczeń czy egzaminów wykładowcy pilnowali nas na dwóch kamerkach internetowych, trzeba było pokazywać pokoje, na pytania mieliśmy po 10 sekund i dodam, że były to pytania otwarte, więc bardzo sporo studentów miało kolejny wrześniowy termin. Można powiedzieć, ze zdalne studia były katorgą, bo nas o wiele bardziej tyrali 😛 Z drugiej jednak strony, traciło się mniej czasu na dojazdy na uczelnie i siedzenie na wykładach. Tryb zdalny na uczelni Oli obowiązywać będzie również w bieżącym roku akademickim. Jednak mukolinka po raz kolejny udowadnia, że wirus już nie jest dla niej taki straszny, gdyż podjęła się kolejnego projektu w ramach koła naukowego działającego na Politechnice Śląskiej, więc bywa tam regularnie.
Moja bohaterka nie zrezygnowała także z tegorocznych wyjazdów: w góry, nad jezioro czy nad morze. Ten ostatni miał być rekompensatą za brak możliwości wyjazdu za granicę, a konkretniej do Anglii w ramach wygranej nagrody w konkursie. Oczywiście uważała, co nie jest częste w nadmorskich kurortach. Widok beztroskich urlopowiczów przerażał! To nie był jednak czysto wakacyjny wyjazd a połączenie urlopu z pracą, polegającą na kontakcie z drugim człowiekiem i edukowaniu ludzi na temat recyklingu. – Bałam się oczywiście, jednak zawsze nosiłam zawsze maseczkę, kiedy podchodziłam do ludzi z ankietami – opowiada. – Wyjątkiem były wyjścia do restauracji i przejażdżka na 8-osobowym bananie, tam byłam bez maski. A na bananie, jak wiadomo, wszyscy znajdują się obok siebie xd. Odważnie! Poza takimi epizodami, stara się jednak jakiś reżim trzymać: nosi maseczkę, kiedy wybiera się do sklepu, w duże skupiska czy oczywiście do szpitala. Przed pandemią to było jedyne miejsce, w których maskę zakładała i przyznaje, że czuła się osaczona nieprzychylnymi spojrzeniami innych pacjentów, nie mających pojęcia na temat mukowiscydozy. Ludzie dosłownie piętnowali ją, przesiadając się w poczekalni u lekarza, atakując przy tym podejrzanym wzrokiem. Teraz maseczki są czymś normalnym i świadczą o odpowiedzialności tego, kto je nosi – „uważam na siebie, a także na Ciebie”.
Osobiście Olka zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, powiedziałabym, że jej nawet trochę zazdroszczę tej spontaniczności, odwagi i że potrafi dozować powrót do normalnego życia zarówno w tych w bezpieczniejszych dawkach, jak i tych bardziej hardcorowych. 🙂 Jak już pisałam, Ola należy do wesołych, energetycznych, a nawet lekko szalonych i odważnych osób, w pozytywnym kontekście oczywiście. Jak to mówią: „jest ryzyko, jest zabawa”! A Ola ciągle je podejmuje, taka muko-ryzykantka… 😀 I ma jeden dla Was przekaz: Jeżeli Wam się uda, to wyluzujcie trochę. Niespokojna psychika to nic dobrego. Potrafi wyczarować w naszym organizmie każdy z wielu objawów wirusa, a także zagwarantować nam jakieś inne, niezwiązane z COVIDEM, dolegliwości.
Dzięki Olka za te słowa i za pokazanie swojego MUKOWOJOWNICZEGO podejścia do KORONAWIRUSA – bo Ty naprawdę jesteś wobec niego w KONTRZE! 😀
KINGA