Dzieci, o których zapomniał nawet Bóg

0

– Olę przywieźli do nas wczesnym rankiem. Musieliśmy zorganizować pomoc medyczną, bo okazało się, że jest ciężko chora. Może to przerosło rodziców, nie wiem, nie chcę tego oceniać. Może się bali, że sobie nie poradzą. Takich dzieci trafia tu najwięcej. Tych nikomu niepotrzebnych. Niechcianych. Takich, które nigdy nie poczuły co to miłość matki, czym troskliwość ojca. Dzieci niczyje. Zostawione w obcym miejscu, przez najbliższe dla nich osoby.

Ola miała ciężką chorobę płuc. Te dzieciaki mają najciężej. Nieuleczalnie chore. Jakkolwiek strasznie to zabrzmi, nikt nie chce brać sobie problemu na głowę. Poza tym, to musi być strasznie ciężkie, mieć chore dziecko. Pani ma, więc wie najlepiej. Ale czy świadomie, zaadoptowałaby takie? To są dylematy, których nie wolno oceniać nikomu. Była tu trzy lata. I ciągle, najczęściej kazała, żeby jej pozwolić siedzieć przy oknie. Patrzyła w nie z taką tęsknotą, której nie będzie umiała opisać nawet Pani. Nie byłbym nawet w stanie tego opowiedzieć. Bo jak opisać ból w oczach chorego dzieciaka, mieszkającego w Domu Dziecka, niczemu niewinnego. Pragnącego tylko, żeby ktoś je zabrał, przytulił, pokochał. I już nigdy nie zostawił.

Byłam tam kilka lat temu. Spisany i nagrany wtedy materiał, nie wiedzieć czemu schowałam do szuflady. Dziś zrozumiałam, że są takie rozmowy, które potrzebują czasu, żeby się ponownie z nimi zmierzyć. Nabrać odwagi. Bo ja się zwyczajnie bałam usiąść do tego i opowiedzieć Wam o dzieciach, o których mam wrażenie, zapomniał nawet Bóg.

To ładne miejsce. Ma duży ogród, dużo zielonej przestrzeni. I przytulne pokoje, przyjazne ściany. I panie kucharki, które nie tylko “garnki przytulają”. I płaczą nie tylko nad krojoną cebulą. Są częścią tej dużej społeczności, wychowawców, pedagogów, psychologów i najważniejszych – mniejszych i większych mieszkańców, którzy mają jedno wspólne marzenie. Mieć mamę i tatę.

Można by się pokusić o myśl, że prawie jak w domu. W tym przypadku prawie – to przepaść. Bo historie, które tu usłyszałam, będą tak strasznie smutne, że ciężko będzie o nich zapomnieć. Ja nie zapomniałam. Bo padały słowa, których nigdy nie powinno wypowiedzieć żadne dziecko.

– Fajny tatuaż. To z tej, Alicji co wpadła do dziury? Oglądałem to raz, nie chciałem, bo jakaś baja sobie myślę. A to wcale nie jest taka do końca bajka. Fajnie by było mieć taki świat po drugiej stronie lustra. Tam nie musiałbym mieć mamy, żeby być szczęśliwym.
– A chciałbyś? Mieć mamę?
– Tak. Nawet tą co miałem. Bo mnie zabrali. Opieka mnie zabrała, bo ojciec to się tak dawno temu zapił, że ja go nie pamiętam. A mama. Mama piła zawsze. Ale mnie nie zostawiała. Tak, ciągała po melinach, po spelunach ale nie pozwoliła zrobić krzywdy. Ja wiem, krzywdziła mnie właśnie tym, że chlała i trafiałem do miejsc, w których nie powinno mnie być. Jak to. Dom Dziecka jest spoko, ja naprawdę dobrze trafiłem. Dobrze nas tu traktują, dbają, nawet mógłbym powiedzieć, że kochają. Dają dużo ciepła i troski. Ale to nie jest to uczucie, za którym ja tęsknię dniami i nocami.

Mama na początku jeszcze przychodziła, wiem, że podjęła się terapii dla uzależnionych, że próbowała walczyć. Ale pamiętam, że gdzieś po około pół roku, przyszła ostatni raz. Po prostu wiedziałem. Była trzeźwa, ale głównie płakała. Powiedziała tylko, żebym jej wybaczył, że nie umie być matką. Taką, której ja potrzebuję. I, że nigdy nie przestanie mnie kochać. Dlatego nie może mnie dłużej krzywdzić. Przytuliła mnie inaczej niż zwykle. Widziałem jak jej postać się oddalała, potem zniknęła za drzwiami na końcu korytarza. I wtedy pierwszy raz tak strasznie się rozpłakałem. Tak, że nie mogłem oddychać. Bo dotarło do mnie, że mnie zostawiła. Że moja mama zostawiła mnie na zawsze.

– Wiem, że dwa razy byłeś już na dobrej drodze do adopcji. Mieszkałeś u “przyszłych” rodziców. Jednak wróciłeś. Przepraszam, ale nie mogłam sobie wyobrazić, jak bardzo źle musiałeś się z tym czuć.

– A ja wiem, że robi Pani wszystko, żeby mnie nie urazić. Ale proszę pytać wprost, szczerze. Co czułem, jak mnie wzięli i się po prostu rozmyślili? Coś jak z psem wziętym ze schroniska i odwiezionym po miesiącu, bo się nie przystosował. Nie będę opowiadał, że to jacyś źli ludzie byli. Widać było po nich, że mają potrzebę obdarować kogoś po prostu miłością, dać dach nad głową, poczucie bezpieczeństwa, odniesienia do słowa rodzina. Bo dla mnie nadal to tylko słowo. Tak naprawdę przecież nie wiem co znaczy mieć rodzinę. I może w tym problem. Że nie umiałem się odnaleźć. Wiesz to trochę tak, jakby wieloletniego bezdomnego, brudnego, ciągle głodnego nagle umieścić w willi z basenem, ubrać w markową odzież, dać konto pełne pieniędzy i wymagać, że od tej chwili będzie innym człowiekiem. Takim, który wie jak się w tej sytuacji zachować. Ja nagle, choć o tym marzyłem, dostałem szansę na dom. Normalnych choć adopcyjnych rodziców. Takich, którzy będą o mnie dbać a nawet kochać jak swoje własne. To zderzenie z tym obcym dla mnie światem, jest straszne. Bardzo czegoś chcesz a potem się tego boisz. Że zawiedziesz, że się ośmieszysz. I ktoś z ciebie rezygnuje, bo się boi, że jednak nie podoła z tak trudnym dzieciakiem. Który większość życia spędził w tym pokoju, w którym właśnie rozmawiamy.

– Za rok będziesz mógł opuścić placówkę. Czego się boisz najbardziej.

– Nie tego, że wyląduje na ulicy. Że będę pił, że ćpał, że sobie nie poradzę. Wiele się tu nauczyłem. Wiem, gdzie chce dalej iść do szkoły, wiem co chce w życiu robić. Mam na siebie plan, jakieś marzenie, pomysły, które mam szanse ciężką pracą zrealizować.
Samotności się boję. I to nie tej ludzkiej, poznanej w robicie, na uczelni, w kinie. Tych normalnych relacji.
Tej samotności, którą już na całe życie zostawiła mi moja mama. Nie wiem czy będę umiał zbudować głębsze relacje, kogoś pokochać. Czy będę umiał być ojcem. Czy w ogóle kiedykolwiek będę chciał nim być. A co, jeśli zawiodę? Mój syn czy córka, za parę lat będą Pani z tego miejsca opowiadać podobną historię? Tego się boję najbardziej. Że nawet jeśli będzie mnie otaczał tłum dobrych ludzi, że mi się jakoś powiedzie, to tej pustki, którą mam w sercu, nie zapełni już nikt. Ani nic.

– Będziesz próbował ją odnaleźć?

– Mamę? Nie. Za bardzo się boję, że zostawi mnie kolejny raz. A tego mogę już nie przeżyć.

W oknie na korytarzu siedzi około 6 letni chłopiec.
Patrzy w dal.
Pada deszcz. Przystaję i mu się przyglądam.
– To Wituś. Ojciec nieznany, matka narkomanka. Reszta rodziny, nie chciała go przyjąć. Gdy go zapytałem o czym marzy, to mi odpowiedział, że chciałby mieć do kogo powiedzieć – Kocham cię mamo i tato. I usłyszeć – My ciebie też syneczku.
Dwa lata już tak tu siedzi. W tym oknie najczęściej. Niech Pani popatrzy na jego oczy. Teraz Pani rozumie to, co mówiłem o Oli?
Czy umiałaby Pani ten ból, te rozdzierającą tęsknotę opisać?

Nie umiałabym.

Anika Zadylak

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.