I znowu idę drogą…

fot. Anika Zadylak
0

Mój terapeuta powiedział mi ostatnio, że chyba wie co mi jest. Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć. W mojej głowie widzę i słyszę czwartek, dwa miesiące temu. Widzę mojego syna jak siedzi na łóżku. Zgarbiony, zmęczony do granic, do sinych ust i zaciśniętych do krwi pięści. Widzę jak rura wtłacza powietrze do jego zatkanych wydzieliną płuc. Widzę jak z trudem podnosi leżący obok telefon i piszę mi na komunikatorze, choć siedzę obok niego – Muszę tak, bo mówić już za ciężko. Wiem, że jest źle. Pytam o karetkę i słyszę, że nie, nie trzeba, że wytrzyma, bo przecież nazajutrz rano jedziemy do Rabki. W nocy słyszę, że respirator piszczy, widzę jak jego twarz sinieje. Widzę jak odchodzi.
Potem wracam dopiero, gdy on ponownie otwiera oczy. Gdy jest już po wszystkim. Pamiętam już tylko czas, gdy znów zaczyna być dobrze. Kiedy nie ma już śpiączki farmakologicznej i ciężkich rozmów o pożegnaniu.
Jakby nie było tego co było pomiędzy.
– Pani Aniko. Nie może sobie pani przypomnieć tego co się wydarzyło z pani synem, bo pani to z siebie wyparła. Tak bardzo się pani tego boi. To tak jakby Patryk wtedy wrócił ale pani tam została.

Od tygodnia znowu słyszę, znowu widzę, że ona wraca, że nie odpuszcza. Śmierć bo mukowiscydoza ma tak na drugie. Znowu go męczy, dusi, nie pozwala spać, jeść, żyć. Choć życie w czterech ścianach pokoju, przypiętym do tlenu, uzależnionym od kogoś musi być koszmarem prawda? Nie wstaniesz nawet żeby ubrać buty i wyjść na spacer. Jest tak pięknie. Nie zrobisz tego, bo twoja spirometria wynosi kilkanaście procent. Zasłon dłonią usta i lekko zatkaj nos. On tak oddycha na co dzień. Spróbowałam raz i do dziś nie wiem, jak on to robi. Mój syn. Przecież tak się nie da żyć. Myślę o tym, że ta cholerna Alicja z Krainy Czarów trochę mnie prześladuje, bo wszystko w moim, w naszym życiu jest abstrakcją. Jakimś strasznym absurdem. Toczy mnie depresja, przygniata mnie tak bardzo, że czasem nie daję rady. Coraz częściej zaczynam myśleć, że jego pogarszający się stan, to moja wina. Bo może mogłabym zrobić więcej, staranniej, może ja go krzywdzę, może nie jestem wystarczająco dobrą matką.

Myślę o tym, co powiedział mój terapeuta. O 3 w nocy wyruszam z przyjaciółmi i partnerem na szlak. Idę drogą i myślę, o nim. O tym, że jestem skrajnie zmęczona ale wiem, że za chwilę odpocznę i będę mogła oglądać najpiękniejszy wschód słońca, otulona silnymi, męskimi ramionami. A Ty synku, kiedy doczekasz się tej ulgi, ile jeszcze musisz przejść?
Patrzę jak zahipnotyzowana na to jak budzi się nowy dzień i dociera do mnie, że mój terapeuta miał rację. Zostałam tam, choć nie chcę myśleć, że dlatego, że wiedziałam, podświadomie czułam, że on tam wróci. Zostałam tam, żeby zawsze zdążyć. Żeby nigdy nie był sam, bo mu obiecałam. Wiesz, że można oszaleć ze strachu? Żyje w obłędzie od tylu lat, że już nawet nie pamiętam jak to jest się nie bać.
Wracam z gór i pokazuje mu zdjęcia, nagrania kiedy zza najpiękniejszego bo bieszczadzkiego nieba wyłania się dzień. Przyglądam mu się ukradkiem. I wiem o czym myśli. Że też chciałby choć raz tak z nami pójść. Tylko, że Caryńską w tym momencie, jest dla niego przejście z pokoju do kuchni.

Dzwonię do kliniki. Doktor nie ukrywa, mówi szczerze – Od razu zacznijcie się pakować, oddzwonię do kilku godzin kiedy możecie być. On śpi. Ja w pokoju obok staram się nie oszaleć. Ze strachu. Wracają przerażające schematy, scenariusze pełne bólu. Wtedy też tak było. Wtedy też się tak pogarszał. Wtedy też mieliśmy go zawieźć autem. Wtedy. Pocieszam się , że nie jest jak wtedy, jest inaczej, trochę lepiej. I te trochę wystarczy, żeby nie skończyło się jak ostatnio. Żeby w ogóle się nie skończyło.
Żeby znowu wrócił do domu.
Żebyśmy oboje wrócili.

Składam jego koszulki, pakuję najpotrzebniejsze rzeczy. Dzwonię do Taty, słyszę, że płacze choć się nie przyzna. To dzięki niemu mam taki charakter. Dzięki niemu, mojemu ojcu jeszcze żyje i nic nie może mnie złamać. To on mnie nauczył pokory i dał największe poczucie bezpieczeństwa. To dzięki niemu, ciągle uparcie wierzę. Patryk na szczęście, też odziedziczył po dziadku to co najlepsze. Wolę walki i dobroć w sercu. Tą, okazywaną najprostszymi gestami.
I znowu myślę o drodze, którą dane nam iść. O tym, że będę tuż obok. Albo zaraz za Tobą. O tym, ile jeszcze przed nami i jak długa może być ostatnia prosta. Zbyt długa, zbyt męcząca, zbyt ciernista.
Patrzę na zdjęcia z wczorajszej wyprawy. Wybieram jedno i obiecuję, że choćbym miała cię tam wnieść, to zrobię to. Ale słyszę jak mówisz , uśmiechając się lekko – Jeszcze będziesz tam za mną biegła mamcia.
I nikt nie wierzy w to bardziej niż ja. Bo nie znam silniejszego człowieka od Ciebie, synu.

Stan Patryka znowu się pogarsza, w środę czeka nas wyjazd do Kliniki Mukowiscydozy w Rabce Zdroju.
Trzymajcie za niego kciuki.

Anika

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.