* Nienawidzę tego dnia jak grom z nieba spadł, Bo to wszystko na raz spadło na nas, W kilka minut obróciło się w nicość…
Włączam telewizor. Słyszę awantury w sejmie o zupełnie absurdalne sprawy. Śmiechy, bitwy na tweety, walka o liczbę wyświetleń na tik toku, pan Marszałek bije rekordy popularności. Zaraz potem odbieram telefon i słyszę po drugiej stronie słuchawki, że znowu któreś nie wytrzymało. Że na psychiatrę trzeba czekać ponad pół roku, że nie było psychologa na teraz a na prywatne leczenie stać nielicznych. I myślę sobie o ludziach, którzy zmyli się z tego świata zbyt wcześnie, zbyt nagle i zupełnie nie potrzebnie. Że gdyby ktoś przez te lata pochylił się nad problemem depresji, która zbiera w ostatnim czasie największe żniwo, to być może dziś nie musiałabym tego pisać. Pisać o tym, że polska psychiatria dla dzieci i młodzieży, to dno. Dno, w którym pływają martwe ciała coraz młodszych ludzi.
Lekarz z jednego z ośrodków terapeutycznych na Podkarpaciu mówi wprost. – Problem jest od dawna, coraz większy i coraz większa ignorancja. Alarmujemy, że to już nie tylko kwestia samej depresji, zaburzeń żywienia, stanów lękowych. Przede wszystkim najpierw trzeba często tych młodych pacjentów odtruwać. Bo trafiają tu już głęboko uzależnieni. Potrzebują złożonej opieki, bo tu trzeba najpierw okiełznać jedno. Te dzieciaki trafiają do nas zazwyczaj późno. Często już za późno, bo pochłonął je mrok, przez który ciężko przebrnąć nawet nam specjalistom. Widzi pani statystyki. Coraz więcej ludzi potrzebujących pomocy, coraz mniejszy budżet i zainteresowanie. Ciągle są sprawy ważniejsze, choroby, które bardziej potrzebują. A przecież prawda jest taka, że na depresję i na nieleczone uzależnienia się umiera. Proszę to napisać. Jeśli ktoś się tym nie zajmie w najbliższym czasie, będzie jeszcze gorzej. Wiek się drastycznie obniżył. Pacjenci psychiatryków dla dzieci i młodzieży “startują” od 9 roku życia. Startują prosto na dno. Mam na oddziale dziewczynę, Olę. Zgodziła się na rozmowę. Jest uzależniona od sześciu lat. W jakim jest wieku pytam? – Wczoraj miała 16 urodziny.
* Nie ma sensu i zmyło się to życie, Nikt na tym nie zyskał, Nikt nie znalazł się na szczycie…
Od lat przerabiam ciężkie tematy. Jestem w hospicjum dla dzieci, w ośrodku dla zgwałconych kobiet, w klinikach gdzie odchodzą w męczarniach ciężko chorzy ludzie. Czasem sobie myślę, że już dawno powinnam mieć pancerz, serce z kamienia, tyle tych strasznych historii, ludzi i wspomnień po nich. Tej rozmowy bałam się wyjątkowo. A to co usłyszałam, zostanie ze mną już na zawsze i chciałabym, żeby zostało to w tych, którzy jeszcze mogą coś z tym zrobić. Zapobiec i uratować tysiące istnień.
– Ja panią znam. To znaczy, czytałam raz taki artykuł. O szpitalu psychiatrycznym. Pani tak pięknie opisała to, co tak naprawdę jest straszne. Bo jeśli piekło istnieje, to wygląda właśnie tak jak ja. Wstaje z krzesła i podnosi bluzkę. Widzę ranę na ranie, cięcie po cięciu. – Myślałam, że to pomoże. Bo czasem przychodził taki ból we mnie, którego nie umiem opisać. Coś cię boli tak bardzo, że aż dusi, nie możesz się ruszyć i nikomu tego nie możesz wytłumaczyć. I tylko jak odwrócisz uwagę, zadasz sobie ból fizyczny to tamten znika. A tamten jest gorszy , bo podpowiada złe rzeczy w głowie. Żeby wsadzić te żyletkę głębiej. I wtedy się już ta cała męczarnia skończy. Miałam coś ponad 10 lat jak wódkę wypiłam. Ojciec chlał, mama wszystko ogarniała sama. Nas była trójka. Nie, że jakaś patologia, ojciec był kierownikiem w takiej firmie, pił bo go było stać, bo zarabiał. Tak mówił. Ale często się rodzice przez to kłócili, bo on tylko pieniądze przynosił. Reszta go nie obchodziła. Jak mama mnie złapała jakieś dwa lata później, jak piłam piwo i paliłam papierosy ze starszym kolegą i mu powiedziała ojcu to skwitował, że teraz takie czasy, że wszystko szybciej. A ja to robiłam, bo widziałam jaki on chodził zły, a jak wypił to się śmiał albo spał. A we mnie też jakaś dziwna złość od dzieciaka była, drażniła mnie, męczyła. Jak wypiłam, to znikała.
Wylądowałam na sorze jak miałam 13 lat. Wcześniej mama była ze mną u psychologa. Pani była miła, od razu zauważyła cechy uzależnienia. Mówiła mamie o ośrodku, o terapii. Dzwonila mama potem ale wie pani jakie terminy. A koszty? Przedawkowałam kryształ. Za dużo wzięłam na pierwszy raz. I wtedy pierwszy i jedyny raz widziałam, jak ojciec płakał. Ściskał mnie za rękę i powtarzał – Dziecko, co ty chciałaś zrobić. A ja jeszcze wtedy nie chciałam, no zabić się. Ja tylko chciałam ten lęk i ten ból w sobie zagłuszyć. Żeby nic nie czuć. Nas jest więcej . Moi koledzy tym handlują, wmawiają sobie, że to pomaga, bo na trzeźwo życie jest nie do zniesienia. Szczególnie gdy krzyczysz a nikt cię nie słyszy. Myśli pani, że ja tak chciałam? Że ja nie wolałabym być jak inne dziewczyny? Mieć jakieś marzenia, jakieś plany. Ja odkąd mam zdolność pamiętania, to czuje tylko ten smutek, którego nigdy nie rozumiałam. Taki strach, że jestem inna, że lepiej nikomu o tym nie mówić, bo i tak nikt nie pojmie. Bo jak to wytłumaczyć, to dlaczego ja to robię nadal. Jestem w ciągu od kilku lat. Mam całe ciało w głębokich ranach, mam kilka prób samobójczych za sobą ale myślę tylko o tym, żeby wziąć albo się napić. Bo tylko to na chwilę pomaga. Może tu mi pomogą, choć nie będę kłamała, że chcę żyć. Jestem tu dwa tygodnie, a już słyszę jak doktor każe mamie wydzwaniać i już szukać opieki, której po wyjściu będę potrzebowała. Inaczej sobie nie poradzę. I co ja mam myśleć. Po co się starać. Zaraz znowu zostanę z tym sama. Wrócę do “swoich”. Tak samo pogubionych, tak samo samotnych, zrezygnowanych.
* I nic nie pozostało po Tobie nawet zdjęcia nie mam, Tylko widzę Ciebie w głowie, Noszę Ciebie w sobie….
– Będzie pani o mnie pamiętać, jak już nie dam rady dłużej? Przepraszam, jeszcze z dwa lata temu był taki czas, miałam takiego terapeutę i miałam moment, że uwierzyłam, że z tego wyjdę. On naprawdę się mną przejął, umiał rozmawiać, nawet mi prawie wytłumaczył, dlaczego tak się czuję, co jest przyczyną. Ale się poważnie rozchorował, przekazali mnie gdzie indziej. Nie chcę nikogo obwiniać ale gość nic o mnie nie wiedział, nie bardzo potrafił dotrzeć. Nie miał też czasu, bo przejął pacjentów pana Darka. No niczyja to wina. Najmniej chyba moja. Miałam takiego kolegę Tomka. Miałam, bo żyje. A zasady terapii są takie, że nie utrzymuje z nami kontaktu, z tymi w trakcie leczenia czy w locie. Ale jego rodzice mieli znajomości, pieniądze. Wyprowadzili się, załatwili prywatną klinikę. Może gdybym urodziła się gdzie indziej, w innych warunkach, w innym czasie. Nie wiem już sama, bo przecież moi rodzice to nie są źli ludzie. Ojciec nie piję już jak kiedyś, odkąd miał zawał. Mama ciągle się dwoi i troi, żeby się nami zaopiekować a wszędzie tylko mury. Terminy, zbyt duża liczba pacjentów a za mało lekarzy i miejsc, gdzie mielibyśmy szansę. Szansę na to, żeby chcieć żyć.
* Nie poczułaś jednego oddechu, Nie widziałaś śmiechu, na twarzy uśmiechu, Grzechu żadnego nie było…
– Wie pani, ja się nigdy nie zakochałam. I nie pamiętam kiedy uśmiechałam tak sama z siebie. Jest we mnie mrok, jakby ktoś na brudne okna zaciągnął czarne, ciężkie kotary. I urwał sznurki, żeby nie można było tych okien odsłonić. Pogubiłam się i nie widzę wyjścia. Gdzieś tam jeszcze tli się jakaś nawet nie wiem jak to nazwać, bo to już nie jest nawet nadzieja. Taka myśl czasem przebiega, że może jednak jeszcze nie jest za późno. Ale potem widzę zatroskaną mamę, słyszę jak doktor przez telefon usilnie stara się wytłumaczyć, dlaczego nie może kogoś przyjąć na oddział. Że mam 16 lat a czuje się jak osiemdziesięcioletnia staruszka, którą życie przeorało tak, że nawet na rękach zostawiło głębokie bruzdy. – Chciałabyś żeby ktoś ci pomógł prawda? – Chciałabym żeby ktoś o mnie pamiętał.
– Wychodzą stąd do dalszego leczenia. Są limity, nie możemy ich często trzymać na oddziałach tyle ile naprawdę trzeba. Bo w kolejce czekają kolejni, w stanach skrajnego wyczerpania, błędnymi diagnozami albo ich brakiem. I pierwsze co spotykają to schody, bo trzeba czekać na psychiatrów, na psychologów, na terapię. A w tej chorobie czas jest kluczowy. Te dzieciaki bez opieki, znowu spadają na dno. I znowu trzeba proces leczenia zaczynać od nowa. Jeśli do nas trafią. Ci, którzy musieli czekać zbyt długo, odbierają sobie życie którego nie potrafili znieść. Bo nie miał kto im pomóc.
* Daje Ci teraz to co mam
Jesteś gdzieś tam w górze wśród gwiazd
Cicho siedzisz sobie tak, ja wiem bo widzę Cię w mych snach….
Tak. Pamiętam o Tobie Aleksandro.
Anika Zadylak
Fragmenty oznaczone * pochodzą z utworu DKA Pamiętam o Tobie Weroniko.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.