– Wiesz, że on nawet latem, w największy upał, nosił wełnianą czapkę i grubą bluzę? Pewnie dlatego ja też czasem, gdy żar leje się z nieba, zakładam wyciągnięty, ciepły sweter. Zamykam oczy i przez krótką chwilę czuję, jak jego palce, przeplatają się z moimi. Idziemy razem wzdłuż plaży, wieje wiatr a szum morza brzmi jak „Love Street” Doors’ów. Bo jak śpiewał Jim Morrison, miłość jest mądra i wie co robić, ma bowiem mnie i jego.
Nawet wtedy, gdy Mirek wraz z ostatnim biciem serca, przeniósł się już na inną ulice, w błękitnym mieście, po drugiej stronie lustra.
Amanda z wykształcenia jest plastykiem, w środowisku chorych na mukowiscydozę jest znaną portrecistką, która szkicuje portrety chorych oraz ich rodzin. Jej życie natomiast ułożyło się tak, że od kilku lat pracuje w IGiCHP w Warszawie, jako opiekun medyczny. Tam zresztą poznała Mirka, w którym wcale nie zakochała się od pierwszego wejrzenia. Ale którego, kochać będzie już na zawsze.
– Od razu go zauważyłam. Wysoki, męski, kompletnie nie jak „typowy mukol”. Długie włosy, piękne brązowe oczy, szerokie ramiona i męski głos. Wyglądał jak rasowy grungowiec, ciężko więc takiej fance Kurta Cobaina jaką jestem ja, było go nie zauważyć. Zagadywaliśmy czasem do siebie, wymienialiśmy uśmiechy i wtedy nawet przez myśl mi nie przyszło, że pomiędzy nami urodzi się tak silne i niezwykłe uczucie. Dopiero, po ponad roku.
Był maj 2016, kiedy przyszedł na nasz oddział na przeleczenie. Ja w zasadzie nie lubię roślin i kwiatów. Tylko bzy. A on, stał wtedy na korytarzu i powiedział, że lubi ich zapach, patrząc przez okno na te, które rosły koło szpitala. To wtedy też zauważyłam, że on jakoś inaczej na mnie patrzy i to dla niego zresztą, zaczęłam się malować do pracy. A wcześniej tego nie robiłam. Rozmawialiśmy częściej a ja czułam, że rośnie we mnie uczucie, choć chyba jeszcze wtedy nie pojmowałam, że to nie jest zwykłe zauroczenie przystojnym i mądrym facetem. W dzień przed jego wyjściem, dałam mu serduszko wycięte z papieru i zapytałam, czy chciałby się ze mną spotkać, poza szpitalem. Od razu zaznaczył, że nie interesują go żadne związki ale mimo to, dałam mu swój numer telefonu. Wiesz, że nie zadzwonił przez 4 miesiące?
Myślałam o nim, wspominając niezwykłego chłopaka, który lubił tę samą co ja muzykę i te same kwiaty. Aż się pojawił. A ja, zupełnie tracąc dla niego głowę i serce, pod pretekstem Dnia Chłopaka, pocałowałam go i wyznałam co czuję. W listopadzie, poznałam jego rodziców, a niedługo potem, Mirek zamieszkał ze mną i moimi synami, dziećmi z pierwszego małżeństwa. Bardzo mi pomagał, uczył moich chłopaków, ponieważ był zdolnym matematykiem. Wiedziałam, że pragnął mieć swoją rodzinę, bo jeszcze w szpitalu mówił, że zazdrości tego swojemu bratu. Mimo tego, że mukowiscydoza odbierała mu siły, cudownie zajmował się moimi synami, był dla nich przyjacielem i kompanem we wspólnych podróżach. Męczyło go nawet chodzenie ale i tak starał się pomagać nie tylko mi ale też swoim rodzicom. Gotował obiady, robił zakupy, sprzątał i odrabiał lekcje z moimi chłopakami. Jeździliśmy razem na imprezy kulturalne, chodziliśmy na spacery albo tańczyliśmy. Ja i on podpięty do rurki z tlenem.
Bardzo chciał mieć dziecko, chociaż bał się, że je osieroci. A ja pragnęłam córki i kiedy okazało się, że jestem w ciąży, szalał z radości. I ze strachu. Obawialiśmy się przede wszystkim odziedziczenia choroby i dlatego zrobiłam badanie na nosicielstwo, choć już wtedy podjęliśmy decyzje, że urodzę nawet wtedy, gdy okazałoby się, że Julia ma mukowiscydozę. Zawsze marzyłam, żeby córka miała tak na imię a Mirkowi, bardzo się ono podobało. Oczywiście, że się martwiliśmy. Wiesz, Mirek nie był jedyną osobą z mukowiscydozą jaką znałam. Ze względu na swoją pracę, byłam z tą straszną chorobą obyta, wiedziałam jaki ma zazwyczaj przebieg, znałam ludzi, których zabrała. Ale przecież ty sama wiesz najlepiej, że miłość nie dzieli na zdrowych i chorych. A zasługuje na nią każdy człowiek. A może ten naznaczony chorobami, jeszcze bardziej? Bo już od pierwszych dni po diagnozie, zabiera mu się to, co w życiu najpotrzebniejsze. Poczucie wolności i bezpieczeństwa.
Mój ukochany stanął na wysokości zadania, wyremontował mieszkanie i chodził ze mną do szkoły rodzenia. Ba! Był przy porodzie. Dbał, żeby niczego nam nie brakowało. Wiem, że gdyby tylko mógł, nosiłby mnie na rękach. Tak jak naszą maleńką córeczkę, do której przyjeżdżał codziennie na oddział, żeby ją kąpać i pielęgnować. Bo w domu nacieszył się nią tylko dwa tygodnie. Julka dostała zapalenia płuc, które skończyło się dla niej szpitalem. Dla mojego Mirka, niestety nie tylko tym. Przy zapaleniu płuc , dostał sepsy.
Jeździłam do niego codziennie. Nasza córeczka, zostawała pod opieką mojej koleżanki. Większość czasu, był nieprzytomny. Ale gdy tylko odzyskiwał świadomość, pokazywałam mu zdjęcia Julci. Uśmiechał się, cieszył, że jestem. Puszczałam mu naszą ulubioną muzykę, opowiadałam różne historie, nawet wtedy, gdy tracił przytomność. On już wtedy, przed dniem gdy wezwałam karetkę, był bardzo słaby. Miał tragiczną saturację, nie miał sił sam wejść do wanny. Płakał i mówił, że czuję, że może niedługo umrzeć. Na OIOMie reanimowali go już we wstrząsie septycznym. Do samego końca wierzyłam, że uda się go uratować. Ty też wierzyłaś, prawda?
Odszedł w moje urodziny. 11 lutego 2018 roku. Nasza Jula urodziła się o 15.30. Ja przyszłam na świat o trzeciej nad ranem. Serce Mirka przestało bić o 15.37. I choć możesz mi nie wierzyć, jego przepiękna twarz, zastygła w uśmiechu.
Mirek zawsze mówił, że kiedy lepiej się czuję, to śni, że lata jak ptak. Po jego śmierci, zamówiłam mszę, w małym kościółku, w Srebrnej pod Łodzią. Nagle, zauważyłam ptaka, latającego pod sufitem. Widziałam też, że gdy siadał pod gzymsem, to jakby nas obserwował. Może to jego dusza? Może chciał mi przekazać, że jest już wolny. I choć tam, po drugiej stronie, to nadal przy mnie.
Jula rozpoznaje tatę na zdjęciach. Pokazuje jej, nagrane przez niego filmiki. Jeszcze nie pyta, czemu go z nami nie ma. Kiedyś jej to wytłumaczę i opowiem, o niezwykłym chłopaku, który nucił jej do snu utwory Universu. I o tym, jak przy jednej z piosenek tego zespołu, wyznał mi miłość.
Gdy kończyłam pisać tekst, podeszłam do okna. Patrzyłam jak wiatr przegania kolorowe liście. Pomyślałam wtedy, że pewnie każdego maja, gdy zaczynają kwitnąć bzy, Mirek bierze do ręki farbę. I maluję nią te kwiaty.
Dla swojej Amandy.
Wysłuchała
Anika Zadylak