Z życia

Wszystkie moje siostry

Szpital psychiatryczny dla dzieci i młodzieży w Łańcucie.

Siedzę przed gabinetem psychologa. Za drzwiami moja córka, trwają rozmowy. Próbują ustalić co się dzieje. Ja też próbuje zrozumieć gdzie i czy to ja popełniłam błąd. Skubie palce, nerwowo odrzucam połączenia przychodzące na telefon. Zaczynam płakać, bo czuję że się boję, czuję że się rozsypuje. – Proszę – słyszę. I widzę kobietę z kubkiem herbaty w rękach. – Jestem tu pielęgniarką, proszę się nie denerwować, najważniejsze, że już jesteście zaopiekowani. Zdiagnozują ją i postawią na nogi. Czasem tak jest, że dusza zachoruje i wcale nie oznacza to, że to czyjaś wina. Opowiadam jej nie składnie o śmierci męża, o chorobie syna, o niełatwych drogach, o ślepych uliczkach. Lecą mi łzy a ona co chwilę podaje chusteczki. I słucha. Nie ocenia, nie przerywa, nie umoralnia i nie poucza. Słucha i milczy. – Może za mało czasu poświęcałam córce, może coś przeoczyłam, może zawaliłam, może jestem złą matką, wyrzucam w końcu z siebie. – Może – słyszę – a może nie miała pani na to wszystko wpływu. Człowiek nie jest w stanie zapanować nad wszystkim, zwłaszcza gdy ma niełatwe życie a wasze takie właśnie jest. Miała pani prawo nie spostrzec w odpowiednim momencie, miała pani prawo zaniedbać, bo za dużo złego się wydarzyło. Jesteśmy tylko ludźmi a macierzyństwo to ciężki kawałek chleba. Takich dzieciaków jest tu mnóstwo, kochanych, zadbanych tylko pogubionych. Popatrz na mnie dziewczyno – Już ją uratowałaś, swoją córkę, bo ją do nas przywiozłaś, nie zostawiłaś samej. Teraz pora na specjalistów. Nie możesz i nie dasz rady wszystkiego dźwignąć sama. Pamiętaj o tym.
Trzy miesiące później, gdy z wypisem ze szpitala wracałyśmy do domu, pielęgniarka Ewa stała przy oknie. Z wysoko uniesionym kciukiem i ciepłym uśmiechem. Dziękuję, że wtedy nie pozwoliłaś mi zwątpić, obwinić się i poddać. Dobrze, że mi się wtedy przydarzyłaś.

Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, Sanok.

Byłam tu ostatni raz kilkanaście lat temu. Przyjechałam w nocy, zaraz za karetką w której był mój mąż. Lekarz rozmawiał ze mną spokojnie ale rzeczowo i konkretnie. Mówił, że nic mi nie może obiecać, zresztą dobrze wiedziałam, że nasz czas się kończy. Mój i mojego ukochanego człowieka. One, pielęgniarki, mimo swojej ogromnej wiedzy, wierzyły razem ze mną. Odciążały mnie jak tylko umiały, pomagały przetrwać ten straszny czas, przymykały oko na to, że już późny wieczór a ja nadal trzymam jego dłoń i zapewniam, że ze wszystkim sobie poradzę jeśli jednak będzie chciał odejść. Gdy odbierałam jego rzeczy, jedna z nich podeszła do mnie, przytuliła i powiedziała – Bądź dzielna, masz dla kogo.
Dwanaście lat później, bladym świtem karetka zabiera z domu mojego syna. W stanie krytycznym. Wbiegam na znajomy oddział, widzę go na tym samym łóżku, na którym leżał mój mąż. Czuje, że ciężko mi się oddycha, czuje, że tracę władze w nogach, słyszę a przestaję widzieć. Czuję też, że ktoś mocno łapie mnie za ramię, sprowadza na ziemię. Doktor i pielęgniarka – znamy się, bo odkąd młody ma respirator są częstymi gośćmi w naszym domu. – Ustabilizujemy go i karetką transportową przewieziemy na oddział w Rabce. To nie musi się skończyć tak jak wtedy – słyszę od Niej. Potem jestem z Nią w ciągłym kontakcie, piszę i dzwoni. Pyta czy niczego mi nie potrzeba, że jest pod telefonem o każdej porze. Że się modli i nawet na moment nie przestaję wierzyć. A ja myślę wtedy – dobrze, że nam się przytrafiłaś Natalia.

Instytut Chorób Płuc, oddział mukowiscydozy, Rabka Zdrój.

SMS przychodzi koło trzeciej w nocy. Piszę w nim, że jest bardzo źle, że gdzieś go przenoszą. Zaraz potem przeprasza, bo już nie ma sił, prosi żebym się nie gniewała jeśli nie da już rady. Dzwonię, nie odbiera. Wydzwaniam po lekarzach, po wszystkich oddziałach. Mam wrażenie, że zwariuje, pakuje kilka najpotrzebniejszych rzeczy, wsiadam w samochód. Zerkam co chwilę czy przyszła jakaś wiadomość. Dzwoni w końcu, słyszę miły, ciepły głos. To jedna z tych pielęgniarek, które znają nas od lat. – Nie płacz, na to zawsze będzie czas – słyszę. Jest na OIOMIE, usypiają go ale jest jakby spokojny. Pewnie przez to, że powiedziałam mu, że już jedziesz.
Znowu wbiegam na oddział. Doktor patrzy smutno ale powtarza, że wiara czyni cuda. – Jest w stanie śpiączki farmakologicznej ale na pewno cię słyszy. Mów do niego jak najwięcej – słyszę znajomy głos. Ten sam, który niedawno słyszałam w słuchawce telefonu. Potem rozmawiamy jeszcze kilka razy, nie jest pielęgniarką z tego oddziału. Ale go bardzo pamięta. – Taki piękny chłopak. I wtedy z tymi jasnymi, długimi włosami i teraz, taki mężczyzna, który walczy do końca. Ile to już lat. Dlatego nie myśl o tym, że czas się żegnać. Lep pierogi, bo słyszałam jak mu obiecałaś.
Cztery dni później, gdy widzę go jak siedzi na łóżku, jakby ten cały koszmar się nie wydarzył, znowu Ją słyszę. – Ulepiłaś?
– Dla całego oddziału – śmieje się przez łzy.
Bo mi się przydarzyłaś, siostro Anno.

Znowu Rabka. Pawilon numer trzy, piękne, dobre lato. Dobre, bo wtedy jeszcze wszyscy wracali do domu.

– Kroplówki ! – Siostra Marta i głos, który do dziś odbija się echem wspomnień od szpitalnych murów.
Patryk krzyczy – Coś mi tu spuchło! Oskar z Kamilem śmieją się, żeby sobie podmuchał. Siostra Wiera i Janina z politowaniem kręcą głowami. Oddziałowa Ewa pogania dziewczyny Ole, Ewelinę i Paulinę. Radek na cały regulator odpala muzykę ale przecież siostry Tosi jeszcze nikt nigdy z równowagi nie wyprowadził, bo to anioł nie pieśniarka.

A dziś stoję u progu drzwi z piękną , złotą tabliczką – Ludzie którzy na szczęście mi się przytrafili – i po prostu z serca Wam za to dziękuję.

Anika Zadylak

Anika Zadylak

Pisanie jest dla niej jak oddech. Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie. Doświadczona losem pokazuje, że nie wolno się poddawać. Pisze dla Oddechu Życia, Bądź Sobą be yourself Czerwony Namiot i wielu portali i serwisów internetowych.

Podobne artykuły

Zobacz także
Close
Back to top button