Z życia

Gdy zabłyśnie najjaśniejsza z gwiazd

Jest taki jeden dzień w roku, kiedy nikt nie powinien być sam. Wigilia to czas rodzinny. Gasną kłótnie i spory, spełniają się marzenia a puste nakrycie przywraca wspomnienia o bliskich, którzy już tam, po drugiej stronie.

Niestety nie każdy ma gdzie wrócić w te wyjątkową noc. Niektórzy nie mogą, przykuci do szpitalnego łóżka. Niektórzy od dawna albo od zawsze mieszkający w Domach Dziecka czy Spokojnej Starości. Niektórzy na ławkach dworcowych, bo tam zaprowadził ich okrutny czasem los. Albo samotni, zapomniani, już nie potrzebni. W ciszy czterech ścian wspominają dawny gwar i pisk dzieci.

 

Podobne artykuły

Pani Teresa. W Domu Spokojnej Starości od trzech lat.

– Ja nie mam chyba żalu do dzieci. Nigdy nie chciałam być dla nikogo ciężarem a od jakiegoś czasu jestem. Choroba i starość posadziły mnie na inwalidzki wózek. Syn z synową ciągle zajęci. Kariera, potem na raz dwoje dzieci bo bliźniaki im się urodziły. Firmę mają dużą to i pracy od świtu do nocy. Kto by się tam w tym wielkim domu jeszcze mną zajmował. Tu mam dobrze. Posiłki na czas i lekarz na zawołanie. A i nowych znajomych, ludzi takich jak ja tu poznałam. Razem w karty gramy albo inne gry takie dla seniorów. Oglądamy filmy na ładnej świetlicy, wiosną kwiaty sądzimy w dużym ogrodzie. Czasem zabierają nas do teatru. A czasem to nas odwiedzają, z różnych fundacji. Tak jak ty. Masz dzieci? Na pewno, choć młodziutka jesteś. – Nie taka młodziutka myślę ale nie przerywam, tylko się uśmiecham. – Nie jest pani smutno? Że syn tam a pani tu? Pani Teresa milczy przez chwilę.
– Zaglądają do mnie czasami, na urodziny albo przed świętami. Krótkie te wizyty, bo czasu nigdy nie ma, życie ich pochłania. Ja to rozumiem, sama kiedyś byłam młoda, wiem jak to było. Tylko moja mama z nami była do końca. Ale to przez to, że czasy były inne. Tu w spokoju swoich dni doczekam, nikomu nie zawadzając.
Marzenia? A żebym się szybko z moim Tadziem odnalazła. Z mężem moim. Zmarł cztery lata temu. Tylko tego bym sobie życzyła, bo resztę przecież mam.

 

Marysia, w Domu Dziecka od 8 lat. Tydzień temu skończyła 15.

– A ja panią pamiętam! Z cztery lata temu tu pani była, jak jeszcze ten chory Jasiek żył. Pamiętam jak pani płakała, pomyślałam wtedy, że byłaby pani fajną mamą. A potem poczytałam, że od dawna pani jest.
U mnie się niewiele zmieniło, jak widać zresztą. Włosy pofarbowałam, bo wychowawca Jacek taki luźny jest, pozwolił mi. I ciocia jakaś się moja odnalazła. Niestety zabrać mnie do siebie nie może, sama wychowuje trójkę dzieci ale często przyjeżdża. Codziennie dzwoni. Może jak osiągnę już pełnoletność, to się tam blisko niej gdzieś przeprowadzę. Bo jest dla mnie dobra, mimo swoich kłopotów, mimo tego, że pracuje w dwóch miejscach żeby związać koniec z końcem – nie zapomina zadzwonić i czasem przyjechać. Zawsze mi kilka drobiazgów przywozi choć jej tłumaczę, że nie trzeba, że nie to jest ważne. – A co jest dla ciebie ważne? – pytam.
– Kiedyś myślałam, że zabawki, ubrania, potem, że kosmetyki. Jakoś tak wtedy jak ten mały umarł to inaczej zaczęłam myśleć. Trochę też o tej chorobie co pani syn ma poczytałam. Że to straszne tak żyć i nigdy nie wiedzieć ile jeszcze mu zostało. Że w każdej chwili ta podróż przez życie może się skończyć. Dotarło do mnie, że jak człowiek nie ma zdrowia to jest najgorzej. Bo ani do pracy za bardzo, ani samemu mieszkać. W ogóle jakoś sobie to życie ułożyć. A jak jeszcze w tym wszystkim, nie ma się rodziców tak jak ja, to sobie tego nie wyobrażam. To znaczy, ja w sumie mam rodziców, tylko, że wolą pić niż o siebie i o mnie zawalczyć. Ja jeśli kiedyś będę mamą, nie będę taka. – Chciałabyś założyć rodzinę? – Pytam.
– Chciałabym żeby mnie ktoś kochał, bez względu na wszystko. Był ze mną na dobre i na złe. Nawet jak bieda ale wspólnie, bo wtedy łatwiej. Jestem już za duża na listy do Mikołaja ale gdybym mogła o coś poprosić to żeby w mojej rodzinie, którą kiedyś będę miała, wszyscy byli zdrowi. Na resztę zapracuje sama.
Niech pani pozdrowi syna, on taki dzielny. Ale pani też! Cieszę się że mogłyśmy pogadać. Że pani znowu do nas przyszła.

 

Kamil. Szpital w Warszawie. Oddział mukowiscydozy. 16 lat.

– To nie są moje pierwsze święta na oddziale. Dwa lata temu też opłatkiem łamałem się tu, z lekarzem który miał dyżur, z pielęgniarkami. Urodziny też tu raz spędzałem. Wtedy byłem młodszy, płakałem jak to dzieciak, wie pani jak to jest, mama nie mogła dojechać, sam byłem. Trochę wtedy tego nie rozumiałem, było mi strasznie przykro. Ogólnie zawsze jest smutno, ciężko kiedy muszę się tu zamknąć na kilka tygodni. Ale w taki czas chyba najgorzej. Szczególnie gdy rodzina daleko, nie zawsze mogą tu być. Przez różne sytuacje, finansowe albo przez odległość. Święta na oddziale są strasznie ciężkie. Czym jestem starszy tym bardziej to widzę, bo inaczej to przeżywam. Nawet jak nie jesteś jakoś bardzo wierzący, przeżywający to jak katolicy, to gwiazdka kojarzy się z pełną rodziną. Choinką, zastawionym stołem i gwarem najbliższych. A tu? Patrzysz w okno i nie czekasz aż zabłyśnie najjaśniejsza z gwiazd. Bo jesteś tu sam. W tym roku tak nie będzie, bo rodzice wynajęli hotel niedaleko. Będziemy razem choć w takich warunkach. W tym roku będę jej wypatrywał. Tej gwiazdy, która niesie nadzieję.

Moim rozmówcom życzę spełnienia.
Wam spokoju.
Bo ostatnio zrozumiałam, jak bardzo jest ważny.
Wesołych Świąt, cokolwiek to dziś znaczy.

 

Anika Zadylak

Anika Zadylak

Pisanie jest dla niej jak oddech. Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie. Doświadczona losem pokazuje, że nie wolno się poddawać. Pisze dla Oddechu Życia, Bądź Sobą be yourself Czerwony Namiot i wielu portali i serwisów internetowych.

Podobne artykuły

Zobacz także
Close
Back to top button