Z życia

Dziś każdy znicz ma swoje imię

Łukasz

To niesamowite, że tyle lat po Twojej śmierci zawsze myślę o sobie „żona”. Nawet jeśli do snu tuli mnie już ktoś inny. Że gdy słyszę o wielkich i prawdziwych miłościach, myślę tylko o Tobie. Bo taka mi się zdarzyła, wraz z Tobą. Taka wymarzona, wyczekiwana, upragniona. Pełna pięknych chwil, śmiechów nad ranem, wspólnego strachu gdy zabierała Cię karetka. I radosnych pisków naszych dzieci, gdy wracałeś z zakupów z kolejną niespodzianką i pomysłem na kolejną wspólną wyprawę. To niezwykłe, że ciągle wspominam Cię z szerokim uśmiechem a rzadziej już łzami, szczególnie nocą, gdy samotność potrafi doskwierać najbardziej. Ale nadal mam Twój czerwony, za duży na mnie sweter. I kiedy jest najgorzej, to w nim zasypiam żeby poczuć spokój. Bo Twój zapach niestety stracił dawno. Mój mężu.

Oskar

Gdy zamknąłeś swoje piękne, duże oczy, to dopiero wtedy do mnie dotarło. Że na te chorobę się naprawdę umiera. Że umierają na nią dzieci. Miałeś 11 lat, dopiero wszystko miało być przed Tobą. Dopiero zaczynałeś rozumieć, czym są marzenia. I tak niewiele zdążyłeś ich spełnić, bo okazało się że czas nie chciał być łaskawy. Zbyt szybko zabukował Ci bilet w jedną stronę. Czasem gdy przechodzę koło Rabczańskich pawilonów (red.: Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce-Zdroju), a bywam tam ostatnio bardzo często, to mam wrażenie że gdzieś z oddali słyszę Twój zaraźliwy śmiech. I Twoje słowa – Wierzę, że dostanę tam przepustkę do nieba.
Ja wiem że ją dostałeś.

Ola

Zastanawiam się co tam teraz robisz. Bo zawsze taki wojownik, osiedlowy rzezimieszek – śmialiśmy się nie raz. Twarda, charakterna, silna. Mimo tego, że maleńka. 40 kilogramów nienawiści naśmiewał się czasem Radzio, kolega z sali obok. Kruczo czarne, długie, piękne włosy. I głos zachrypnięty jak u wokalistki rockowej. Raz w życiu widziałam, jak płakałaś. To jakaś jedna z naszych ostatnich rozmów była. Płakałaś, bo czułaś a tak bardzo chciałaś nadal żyć. I cieszyłaś, że bierzemy ślub. I było Ci tak strasznie przykro i wiem dlaczego.
Ale wierzę, że byłaś, bo odeszłaś gdy w kościele mówiliśmy sobie „tak”.

Podobne artykuły

Ewelina

Lawendowa księżniczka. Kochała fiolety i błękity. Miała ciepłą twarz dziecka i idealną figurę, jak Calineczka. Drobna, miła, zawsze uśmiechnięta. Chciało się z Tobą przebywać, bo jakąś taką niepojętą siłę w sobie miałaś. Wracałaś

z tych Oiom’ów jak weteran. Zawsze z tarczą. Jakby już nic nie było Ci straszne. Robiłaś jesienią najlepsze herbatki na oddziale, tylko trzeba było mieć swój kubek, bo swojego nie pożyczałaś. Zawsze powtarzałaś – Nie będziemy się żegnać, bo przecież w końcu i tak się zobaczymy. Bardzo w to wierzę i myślę o tym czasem gdy patrzę na gwiazdy. Co teraz robisz, czy znalazłaś już swoich, czy oddychasz tam normalnie. I czy zrobisz mi herbaty, gdy przyjdzie znowu czas się witać, po drugiej stronie.

Asia

To Ty mi kiedyś powiedziałaś, że wszystko jest fotografią. I dlatego zaczęłam robić tyle zdjęć. Każdy moment, chwila, każde zdarzenie i uczucie, może być fotografią. Żeby w wieczór taki jak ten, rozłożyć album, wzruszyć się i ucieszyć. Jak wtedy, gdy jeszcze wszyscy byliśmy razem. Gdy roześmiana biegałaś z aparatem i wszystkim robiłaś zdjęcia. Mam kilka ukochanych. Szczególnie to, które zrobiłaś nam na Maciejowej. Podarowałaś mi je wtedy i powiedziałaś – Gdyby kiedyś zwątpił, jak bardzo go kochasz pokaż mu to zdjęcie. Tu widać wszystko.
Może to głupie ale wierzę, że tam też jesteś najlepszą fotografką. Uszczęśliwiasz anioły i cykasz foty coraz starszemu Panu Bogu.

Mama

Ostatnimi czasy nie mogłyśmy się dogadać. Już wcześniej też ale wtedy, czas nas połączył, pozwolił zrozumieć. Wybaczyć i zapomnieć. Czerpać garściami miłość, jaką mi dałaś. Potem znowu zerwało nam się na moment połączenie, jak dostawy prądu po burzy z wichurą. I już nie zdążyłam. Bo najpierw telefon, że jesteś w szpitalu. Potem długa droga do domu rodzinnego blisko 1000 km stąd. I święta z tatą i dziećmi, bo Ty walczyłaś na Oiomie. I telefon po tygodniu. Że już Cię nie ma. A chciałam Ci powiedzieć mamo, że to nie Twoja wina była. Że to ja miałam ważniejsze jak wtedy myślałam sprawy. I, że mi Ciebie brakuje bardzo. Nawet nie umiem Ci tego opowiedzieć, jak dziecko, mimo że dorosłe, bardzo może tęsknić.
I, że już wszystko zrozumiałam i o nic nie mam żalu.
I w głębi duszy wiem, że jeszcze kiedyś wypijemy wspólną kawę, zapalimy papierosa po kryjomu przed tatą.
Bo inaczej, po co to wszystko mamo?

Jeśli już muszę, najbardziej lubię cmentarze nocą. Gdy mienią się kolorami palących się zniczy. A każdy z nich to inne imię, inna historia, inny człowiek, inna dusza.
W liściach przycmentarnych drzew, wiatr snuje o nich opowieści.
Bo tylko z pamięci o naszych bliskich, utkana jest nasza własna tożsamość.

„Idąc jesienna aleją szukam Ciebie, mój przyjacielu
Chce być tylko z Tobą przez kilka małych chwil
Pomóż mi przywołać dawne lata, ożywić śpiących ludzi
Pomóż mi, pomóż mi pokonać smutek, który pozostał gdy nagle odszedłeś”
                           Fragment utworu zespołu TSA – 51.

Anika Zadylak

 

Anika Zadylak

Pisanie jest dla niej jak oddech. Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie. Doświadczona losem pokazuje, że nie wolno się poddawać. Pisze dla Oddechu Życia, Bądź Sobą be yourself Czerwony Namiot i wielu portali i serwisów internetowych.

Podobne artykuły

Zobacz także
Close
Back to top button